Filip Schwarzerd (nazwisko to jego wuj Johannes Reuchlin zgrecyzował na Melanchton, a on sam podpisywał się nim od 31 roku życia) urodził się 16 lutego 1497 r. jako syn płatnerza w Bretten, małym, choć kulturowo ożywionym mieście południowych Niemiec. Po wczesnej śmierci ojca zapisano go do łacińskiej szkoły w Pforzheim, a w wieku 12 lat na uniwersytet w Heidelbergu, gdzie oprócz nauk humanistycznych wykazywał spore zainteresowania teologią. Mając lat 15 zdobył w Tybindze stopień magistra. Kiedy młody uniwersytet w Wittenberdze szukał grecysty, wuj Reuchlin wystarał mu się o te posadę.
W 21 roku życia (1518) Melanchton, podziwiany przez Erazma z Rotterdamu znawca starożytnych języków hebrajskiego i greckiego, został profesorem rozkwitającego dzięki głośnemu już Marcinowi Lutrowi uniwersytetu. Dla wielkiego reformatora z Wittenbergi stał się zapewne najcenniejszą intelektualną zdobyczą, jaką ten przez całe swe życie będzie mógł się szczycić. Przyczyniła się do tego zarówno uduchowiona i systematyzująca umysłowość młodego filologa, zdobywającego już szlify teologa, jak i okoliczność, że jako uznana osobistość świata humanistycznego miał za sobą znakomitą część humanistów, których nienawiść do Rzymu wykorzystał swym przyznaniem się do nauki Lutra o sola fide (usprawiedliwienie przez samą wiarę, bez uczynków), a którą właściwie dopiero on, prawe ramię doktora Marcina, szeroko rozpropagował.
Od razu ujrzał swoje życiowe powołanie u boku Lutra i nie myślał już o powrocie do południowych Niemiec, dokąd ściągnąć go pragnął wuj Reuchlin, aby uratować krewniaka przed kacerstwem: Muszę spoglądać tam, dokąd wola mnie Chrystus, a nie tam, dokąd ciągnie mnie moje pragnienie. Według pewnego pięknego sformułowania stał się Melanchton spokojnym mistrzem w warsztacie Lutra.
Tak pokrótce przedstawia się pierwsza faza życiorysu słynnego później Melanchtona. Kto wie, czy w historii zapisałby się niezależnie od Reformacji, w której obok Lutra odegrał tak znaczącą rolę. Był drugim przy Lutrze reformatorem i drugim zawsze pozostał; stał jednak w cieniu męża większego a mocarnego w czynie. Dalszy ciąg życiorysu Melanchtona pisać trzeba zatem już w kontekstach zrywu Reformacji.
Marcin Luter miał wprawdzie upatrzonego innego kandydata na katedrę języka greckiego. Swym inauguracyjnym wykładem na temat reformy uniwersytetu młody Melanchton zafascynował jednak do tego stopnia siedzącego wśród słuchaczy Lutra, iż ten bez dyskusji powierzył mu nie tylko nową katedrę, lecz odstąpił mu ponadto wykłady z Nowego Testamentu, sam zaś, jako wytrawny znawca hebrajskiego, pozostał przy Starym Testamencie. Młody humanista z miejsca i bez reszty przyznał się i przystał na dobre do reformatorskiego świata myśli, który prezentował jednak wyłącznie w sali wykładowej, bo na ambonę nigdy nie wstąpi). Oto, co Luter pisał w sierpniu 1518 r. do swego protektora Jerzego Spalatina: Pozwól, że gorąco polecę ci najlepszego greka [grecystę], najbardziej uczonego i wykształconego męża. Ma po brzegi wypełnioną słuchaczami salę. Liczba studentów sięgała sześciuset, u Lutra zasiadało „tylko” czterystu. Takiego audytorium pozazdrościłby im niejeden dzisiejszy profesor.
Młodemu ruchowi Reformacji posługę najbardziej wartościową wyświadczył Melanchton swoim głośnym podręcznikiem Podstawowe pojęcia teologii (Loci communes rerum theologicarum, 1521). Dzięki temu dziełu stał się po prostu teologiem Reformacji. Za punkt wyjścia swego wykładu obrał kluczowe tematy, jakie wydobył ze studium nad Pawłowym Listem do Rzymian: grzech, Prawo, łaskę i Ewangelię. Wszystkie te pojęcia starał się odnieść do całości Pisma Świętego, rozumieć je w sposób jednolity, wykazując zarazem ich historiozbawczy sens i wydźwięk. Poprzez te pojęcia (loci) student teologii miał zostać skonfrontowany z samą istotą chrześcijańskiej nauki. Niezupełnie jasno zdając sobie sprawę z różnicy miedzy humanizmem a Reformacją, autor tego ciągle wznawianego podręcznika przejmował radykalne tezy Lutrowej antropologii (niezdolność do naturalnego poznania Boga, niewolna wola, zabijające starotestamentowe Prawo w kontraście do Ewangelii), uważając za możliwą tylko i wyłącznie etykę opartą na wierze. Niezależnie od powiązania humanizmu z Reformacją protestantyzm Melanchtonowi zawdzięcza fakt, że Reformacja nie była wymierzona przeciwko duchowi czasu, lecz się z nim sprzymierzyła. W następstwie tego przymierza spuścizna Melanchtona przez wieki wywierała istotny wpływ na wyznanie, kościelne struktury, teologię i pedagogikę luteranizmu. Późniejsze czasy nadały mu przydomek Praeceptor Germaniae – Nauczyciel Niemiec. Stworzył istotnie wzorzec humanistycznego gimnazjum.
Były mnich Luter, 14 lat starszy od swego grecysty, spontanicznym zaufaniem darzył intelektualne zdolności młodziutkiego profesora i widział w nim posłane przez Boga uzupełnienie własnego nieokiełznanego temperamentu w umacnianiu i szerzeniu nowej teologii: Ja po to się urodziłem, by wojować z bandami i diabłami i leżeć na polu walki [...]; karczować muszę Moce i pnie, wycinać ciernie i zasieki, wypełniać kałuże i jestem nieokrzesanym leśnym drwalem, który musi torować i urządzać szlaki. Magister Philippus natomiast porusza się po nich czysto i cichcem, buduje i sadzi rośliny, z rozkoszą zasiewa i podlewa, przez Boga obficie obdarowany Jego łaskami. W mowie pogrzebowej nad trumną Marcina Lutra magister Filip dał z kolei wyraz swego podziwu dla mistrza z natury krewkiego, o odwadze wysokiej i płomiennej. Jego własna odwaga była innego typu: wykazywał śmiałość do ustępstw i kompromisu – przymiot, z którym umysły rewolucyjne nic począć nie umieją.
Luter – z natury grubiański i, gdy zachodziła potrzeba, nie przebierający w środkach – darzył szczerą sympatią tego drobnego, przygarbionego człowieka. Niebawem odezwały się głosy usiłujące rozdzielić te nierówną parę. Melanchtonowi zaczęto zarzucać, że rozwadnia naukę mistrza i nie jest dostatecznie radykalny. Takim pomówieniom Luter nigdy nie dawał wiary i stale po ojcowsku troskał się o wątle zdrowie przyjaciela. Ciągle go napominał, by więcej jadał a mnie] pracował. Do końca życia dochował mu przyjaźni, nie przymykając jednocześnie oczu na słabości młodszego towarzysza drogi, który przy całej swej powolności w działaniu pokazać też potrafił hardość i lwi pazur, racjonalną nieugiętość, dla Lutra ciężko strawną: Philippus kłuje także, lecz tylko szydełkami i igtami. Te ukłucia goją się źle i bolą. Ja natomiast zadaję pchnięcia oszczepem do polowania na świnie. Lutrowe grubiaństwa prawie nigdy nie pozwalały jednak skamienieć jego miękkiemu sercu. Rany przezeń zadawane wyglądały groźnie, lecz zabliźniały się szybciej.
Ledwie Luter przybył na Wartburg, chroniąc się przed banicją, a już pisał do Filipa do Wittenbergi: Po prostu nie chciałbym, byście się w najmniejszym stopniu z mego powodu niepokoili. [...] Jeżeli nawet zginę, nie poniesie żadnej szkody Ewangelia, w której ty mnie teraz przewyższasz, jak Elizeusz kroczysz za Eliaszem, owiany podwójnym duchem, którego łaskawie niech udzieli ci Pan. Amen.
Gwoli sprawiedliwości powiedzieć też trzeba, że Melanchton jako znamienity pośrednik przyczyni) się do tego, iż – w dużej mierze osłabiając porywczą jednostronność Lutra – ujął jej też sporo pierwotnej sHy przebicia, co przyćmiło szereg najbardziej ważkich idei Reformatora, na przykład w zakresie chrystologii. Te posunięcia zauważało jednak, poza Lutrem, tylko niewielu, a i ci uświadomili je sobie dopiero znacznie później. W pierwszej fazie współpracy z Lutrem Melanchton jawił się jako ten, który odbierał radykalną siłę uderzenia trendom zmierzającym do zerwania z Rzymem.
Jeden z najznakomitszych katolickich znawców Reformacji, ks. Joseph Lortz, zauważa, że po stronie katolickiej Jan Kochleusz (zm. 1552) rozpoznał znaczenie tej fali oddziaływania nauki Lutra. Ciekawie czyta się wyznania tego najbardziej rozjuszonego i nieposkromionego, a współczesnego przeciwnika i pierwszego biografa Lutra: Jeżeli moja ztość przeciwko Lutrowi, niszczycielowi ojczyzny, ma nazbyt wiele najbardziej usprawiedliwionych i głębokich przyczyn, nic bardziej nie wzbudza mej furii nad to, iż w swe husyckie barbarzyństwo i bezbożność uwikłał Filipa. Nienawiść ta potęgowała się do tego stopnia, że nieprzejednanemu i wojowniczemu Kochleuszowi jako bardziej niebezpieczny od Lutra jawić się zaczął Melanchton: Im sprytniej swymi miłymi wystąpieniami Melanchton przeciera Lutrowi ścieżki, im bardziej w swej nauce jest umiarkowany, tym niebezpieczniej zagraża sprawie Kościoła, albowiem Melanchton jest bardziej uzdolniony od Lutra, nie jest apostatą ani zniewieściałym mnichem .
Luter i Melanchton. Te dwie silne osobowości przedziwnie się uzupełniały, niczym – jakkolwiek zabrzmi to paradoksalnie – ogień i woda. W swym duchowym rodowodzie Luter był irracjonalny, Melanchton zaś posiadał bystry zmysł logicznego rozróżnienia i był mistrzem godzenia sprzeczności, czego jego otoczenie niejednokrotnie znieść nie mogło. Luter to mąż pobożny i owiany głęboką wiarą, a w jego zainteresowaniach zagadnienia etyczne ustępowały na daleki plan. Melanchton natomiast prezentował luteranizm w postaci bardziej moralistyczno-humanistycznej. Twierdził wręcz, iż teologie uprawiał w tym jedynie celu, by ludzi uetycznić. Był na wskroś erazmianinem – w gruncie rzeczy zawsze chodziło mu o działania mediacyjne, łagodzące, kojące. Ta duchowa postawa przenikała także całą jego działalność polemiczną. Tam, gdzie Luter bezlitośnie rąbał swą chłopską siekierą, Melanchton po chropowatej powierzchni zwalonych konarów przesuwał swój wygładzający strug. Nie napotkamy u niego uczucia nieprzejednanej nienawiści. Oto przykład: jeszcze w roku 1535 odnowił przyjaźń z niesamowicie zadziornym Kochleuszem, w której ten drugi wytrwał tylko niespełna rok.
Wieczne odwlekanie decyzji podsycać zaczęło na przełomie lat 1527/1528 pogłoski, jakoby Melanchton zamierzał zdystansować się od dzieła Lutra. Gdy pod koniec życia Luter przeżywać zaczął rozterki nawet co do samego sensu swej reformy (wyznał wręcz, iż wciągu trzech tygodni cale swe nauczanie mógłby zreorientować na nowo na papieski Rzym!), Melanchton rzeczywiście wytrzymywał z nim z wielkim trudem i potajemnie skarżył się, iż został intelektualnie zgwałcony.
W zależności od chwili imię i nazwisko Melanchtona stawało się przezwiskiem lub pochwałą. Ludzi rzekomo oddalających się od nauki Lutra a ulegających wpływom Melanchtona nazywano melanchtonistami lub filipistami. Zarzucano mu zbytnią miękkość wobec starego Kościoła, a później także w stosunku do teologii Kalwina, oraz niewystarczającą jednoznaczność i precyzje teologicznych definicji. W każdym razie w roku 1530 przedstawiciele rzymskiej Kurii próbowali przeciągnąć go na swoją stronę.
Magister Filip stał się konsekwentnym przedstawicielem słynnej metody, zwanej z grecka adiaphora, co znaczy dosłownie „rzeczy średniej wagi”, czyli pozbawione większego znaczenia (na przykład: czy kapłan do Mszy św. przywdzieje liturgiczne szaty czy nie, czy będzie nosił strój duchownego, zachowywał celibat itd.).
Znamienitym przykładem rozdarcia a zarazem łagodności Melanchtona jest Konfesja augsburska (Confessio Augustana, 1530). Oscyluje w tym piśmie wyznaniowym, a także w Apologii konfesji augsburskiej, pomiędzy dwoma biegunami: z jednej strony nie chce wyrzec się jądra nowej teologii a równocześnie zabiega o zachowanie jedności z Kościołem katolickim. Cześć pierwszą Konfesji zamyka następujące zdanie: Oto niemal cała nasza nauka, z której widać, że nie ma w niej nic, co by się nie zgadzało z Pismem lub z Kościołem Powszechnym albo z Kościołem rzymskim, jak dalece jest nam znana z pisarzy. [...] Całe nieporozumienie dotyczy tylko pewnych nielicznych nadużyć, które wkradły się do Kościoła bez autorytatywnych podstaw. A gdyby nawet w tym przedmiocie były jakieś rozbieżności, to przecież biskupom przystoi taka łagodność, aby mając na względzie wyznanie, które właśnie przedkładamy, cierpliwie naszych znosili. Druga zaś cześć Konfesji kończy się tak: W nauce i obrzędach niczego u nas nie przyjęto wbrew Pismu Świętemu lub wbrew Kościołowi Powszechnemu. Jest bowiem oczywiste, żeśmy najpilniej baczyli, aby się do naszych Kościołów nie wkradły nauki nowe a bezbożne.
W nauce o sakramentach Melanchton opowiadał się przynajmniej za trzema (do chrztu i Wieczerzy Pańskiej dochodzi pokuta) lub nawet za pięcioma (wraz z kapłaństwem i małżeństwem). Luter na pytanie, co sądzi o Melanchtonowej Konfesji, odparł, że sam nie potrafiłby stąpać tak cicho, jak jej autor, istny cichołaz („Leisetreter”). Przy innej okazji powie, że Melanchton podobny jest do węgorza, którego złapawszy, nikt – poza Chrystusem – utrzymać nie zdoła.
O tym, jak bardzo magister Filip szarpany by) wewnętrznymi zmaganiami, świadczy jego list z 4 lipca 1530 r., skierowany do bawiącego na Reichstagu [Sejmie Rzeszy] w Augsburgu legata papieskiego Campeggia. Teolodzy katoliccy sposobili się wówczas do odparcia Konfesji augsburskiej. W liście tym Melanchton zaklinał legata, by zagwarantowano protestantom pokój i zaniechano użycia siły: Nie mamy żadnego dogmatu, który by odbiegał od Kościoła rzymskiego. Uciskaliśmy wielu, którzy usiłowali szerzyć zgubne nauki. Jesteśmy gotowi okazać Kościołowi rzymskiemu posłuszeństwo, jeżeli ten w swej łagodności, jaką okazywał wszystkim narodom, przejdzie ponad lub będzie tolerował owe drobnostki, których my, nawet gdybyśmy tego chcieli, zmienić nie potrafimy. [...] A ponadto z uniżeniem szanujemy autorytet rzymskiego Biskupa i całe zwierzchnictwo Kościoła. Z żadnego innego powodu nie jesteśmy w Niemczech bardziej znienawidzeni nad ten, że nieugięcie bronimy dogmatów Kościoła rzymskiego.
Melanchton pragnął pozostać katolikiem, ale chciał gruntownego oczyszczenia teologii. W teologicznych kontrowersjach gotów był do jak najdalej posuniętych koncesji i to nie tylko w Augsburgu w związku z Augustaną. Jego sława okresami przyćmiewała rozgłos Lutra. Król Franciszek l chciał zaprosić go do Paryża, którą to misje uniemożliwił jedynie zakaz wyjazdu wydany przez kurfirsta Saksonii Fryderyka Mądrego. O Melanchtona zabiegała również Anglia. Hasło jego przeciwników brzmiało natomiast „protestantyzm”; ci nie szukali uzgodnień, lecz jedynie rozbieżności i silnie je akcentowali. W przytoczonym fragmencie słynnego listu do legata Campeggia upatrywano jedynie „wyparcia się Ewangelii”. Pismo to dowodzi w każdym razie daleko idącej woli Melanchtona do osiągnięcia pokoju, uwypuklając oprócz tego fakt, że zjednoczenie uważał za możliwe.
Na marginesie wspomnijmy jeszcze mało znany fakt, że obraz Marcina Lutra z młotkiem w ręku przybijającego swych 95 tez na drzwiach kościoła zamkowego w Wittenberdze pochodzi właśnie od Melanchtona, który pisał o tym w przedmowie do drugiego tomu dzieł Lutra, opublikowanych w roku 1546, już po śmierci Reformatora. To stwierdzenie magistra Filipa nie jest niepodważalne z tego chociażby powodu, że w roku 1517, roku rzekomego przybicia tez, on sam mieszkał jeszcze w Tybindze, a do Wittenbergi przybył rok później.
Ks. Erwin Iserloh, jeden z czołowych historyków Reformacji, wystąpił z dobrze uzasadnionym poglądem, że o przybiciu tez w ogóle mowy być nie może. W jednej ze swych Mów przy stole Luter opowiada, jakie przerażenie ogarnęło jego kolegę Hieronima Schurfa, którego podczas spaceru p o dniu Wszystkich Świętych poinformował, że nosi się z zamiarem wystąpienia na piśmie przeciwko odpustom. Wyznanie to wyklucza przybicie tez przed dniem Wszystkich Świętych. Swemu przyjacielowi, przeorowi Janowi Langowi, Luter przesłał tezy dopiero 11 listopada z prośbą, by on i jego bracia ustosunkowali się do ich treści. Narzuca się więc wniosek, że nawet najbliżsi przyjaciele Lutra nie wiedzieli o zamiarze wszczęcia przezeń dyskusji na temat odpustów.
Trudno wchodzić głębiej w szczegóły tego zagadnienia. Powiedzmy tyle, i to w trybie warunkowym: jeżeli 31 października 1517 r. Luter rzeczywiście nie przybił swych tez i jeżeli scena, którą dziewiętnastowieczny kult Lutra wystylizował i wyniósł na niebywałe wyżyny, stanowi legendę, wtedy staje się sprawą jeszcze bardziej jasną, iż Luter nie sterował z zuchwałości ku zerwaniu z Rzymem, lecz stał się reformatorem w sposób niezamierzony. W razie przyjęcia tej interpretacji tym większa odpowiedzialność spada na miarodajnych ówcześnie biskupów i papieża Leona X, którym Luter również swe tezy przesłał; nie zareagowali bowiem na wezwanie, bagatelizując słuszne postulaty.
Po śmierci Lutra Melanchtonowi przypadło ciężkie zadanie jednania różnorodnych grup wewnątrz obozu luterskiego. Ponieważ sam był uosobieniem określonego stronnictwa, usunięcie rozbieżności nie powiodło się. W kwestiach spornych wielu nie chciało dłużej uznawać go za autorytet. W ostatnich latach stawał się coraz bardziej zdecydowany i coraz odważniej odpierał kontrreformatorskie ataki. Kontrowersje teologiczne były dlań jednak nieznośne. Po krótkiej chorobie zmarł w Wittenberdze i został pochowany w kościele zamkowym obok Marcina Lutra.
Ks. prof. dr hab. Alfons Skowronek