Teksty klasyczne zachowują aktualność niezależnie od upływu czasu. Nie jest dla nich groźny, ponieważ mówią o takich problemach ludzkiej egzystencji, które – raz nazwane i opisane – nie przestają być ważne mimo, że wszystko wokół człowieka ulega radykalnej zmianie.
Co takiego mówi o naszym życiu Katechizm heidelberski, że uważamy go w Kościele Ewangelicko-Reformowanym za tekst klasyczny, o podstawowym dla naszej społeczności znaczeniu?
Autorzy Katechizmu rozpoczynają wykład podstawowych prawd wiary od elementarnego pytania: Z czego powinienem zdawać sobie sprawę?. Posługiwanie się pytaniami i odpowiedziami jest konwencjonalnym zabiegiem w tym gatunku piśmiennictwa. Katechizmy powstają zwykle po to, by ułatwić przyswojenie i powtarzanie jakiegoś zasobu wiedzy. Stanowią często obszerny przegląd doktryny religijnej danego Kościoła. Jednakże pytanie, które rozpoczyna Katechizm heidelberski, służy nie tylko przypomnieniu właściwej odpowiedzi. Jego autorzy za punkt wyjścia obrali pytanie, które nie odnosi się do stwierdzenia mogącego być podstawową tezą doktryny. Kto mianowicie zadaje sobie pytanie: Z czego powinienem sobie zdać sprawę?, ten w istocie pyta: „kim jestem?”. W formie właściwej swemu szczególnemu doświadczeniu historycznemu i religijnemu, autorzy Katechizmu powtarzają ważne dla europejskiej tradycji intelektualnej wezwanie: „poznaj siebie samego”.
Co oznacza poznawanie samego siebie w rozumieniu Katechizmu heidelberskiego? Otóż tekst podsuwa trzy stopnie odpowiedzi:
po pierwsze, człowiek powinien zdać sobie sprawę z ogromu własnego grzechu i niedoli;
po drugie, powinien zrozumieć, w jaki sposób został z nich wyzwolony;
po trzecie, być świadom wdzięczności, jaką winien jest Bogu za wyzwolenie.
Pierwszy etap rozważań, do jakich skłania Katechizm, dotyczy kondycji człowieka i jego najważniejszych, granicznych doświadczeń. Nie chodzie tu jednak o ogólnikowy egzystencjalny lęk, poczucie bezsensu, frustracji i życiowego niespełnienia. Nie chodzi też o tani kaznodziejski chwyt, który znużonego życiowymi kłopotami człowieka ma wprowadzić wprost w objęcia Kościoła. Autorzy Katechizmu podążają innym szlakiem. Musisz, piszą, zdać sobie sprawę z ogromu własnego grzechu i niedoli. Ciężar i trud ludzkiego bytowania zostają w tekście Katechizmu związane z grzechem. To powiązanie tworzy ramy dalszych dociekań. Niedola, o której mówi Katechizm, oznacza moralną niemoc, niezdolność trwania przy dobru, fałsz i egoizm, które jak cień towarzyszą ludzkim wyborom i działaniom. Wezwanie do refleksji nad własną niedolą, nad samym sobą, nie tyle dotyczy krzywd i trudów, jakie dotykają człowieka za sprawą otaczającego go świata, lecz trosk i cierpień, jakich on sam przysparza innym.
Czy można wyrwać się z kręgu tej niedoli, z nieskończonego łańcucha egoistycznych gier, krzywd doznawanych i zadawanych innym? W pytaniu 20 czytamy: Czy wszyscy ludzie zostali ocaleni przez Chrystusa, tak jak zostali zgubieni przez Adama? Nie wszyscy – słyszymy w odpowiedzi – lecz tylko ci, którzy przez prawdziwą wiarę łączą się z Chrystusem i przyjmują wszystkie Jego dobrodziejstwa.
Wyzwolenie jest możliwe, bo Chrystus bierze na siebie gniew Boży i ciężar potępienia, jaki wzbudza niepokonalna złość ludzkiej natury (pytanie 37). Choć (...) sumienie oskarża mnie, bo ciężko zgrzeszyłem przeciwko wszystkim przykazaniom Bożym, żadnego nigdy nie wypełniłem i nadal jestem skłonny do zła, Bóg, mimo to, bez żadnej z mej strony zasługi, a wyłącznie z łaski swojej uznaje mnie za usprawiedliwionego dzięki zadośćuczynieniu Jezusa Chrystusa, jak gdybym nigdy nie miał i nie popełnił grzechu (...). Jest jednak jeden warunek: mam przyjąć to dobrodziejstwo wierzącym sercem (pytanie 60).
Wiara w to, że zostało się usprawiedliwionym przez Jezusa, nie sprowadza się do przyjęcia do wiadomości, że oto umarł On najpierw na krzyżu, a potem zmartwychwstał, a skoro zmartwychwstał, to także i nasza sprawa jest na dobrej drodze. Katechizm zdecydowanie wiąże wiarę z oskarżeniem sumienia: ciężko zgrzeszyłem przeciwko wszystkim przykazaniom Bożym, żadnego nigdy nie wypełniłem i nadal jestem skłonny do zła. Kto wierzy i rozumie sens ofiary i zmartwychwstania Jezusa, ten musi przyznać sam przed sobą, że ma swój wkład w niedolę świata. Osiągnięcie tej samoświadomości jest jednym z najważniejszych skutków, jakie wiara wnosi w nasze życie.
Wiara oznacza przeciwstawienie dwóch sposobów widzenia świata, dwóch zasad porządkowania tego, co ważne, i tego, co mniej ważne. Jedna polega na skupieniu się na sobie, na zaspokajaniu własnych potrzeb. Druga, ewangeliczna, pokazuje, że można wziąć na siebie ciężar kogoś innego i dźwigać go aż do samozatraty. Najbliższy naturalnemu porządkowi rzeczy jest pierwszy punkt widzenia. Dlatego śmierć i zmartwychwstanie Jezusa są dla świata głupstwem. Chrześcijańskiej wiary nie można więc wytłumaczyć, pozostając w kręgu naturalnych ludzkich postaw. Według Katechizmu, wiarę budzi w naszych sercach Duch Święty przez głoszenie Ewangelii świętej i potwierdza przez przyjmowanie sakramentów (pytanie 65). Poprzez Ewangelię Duch stwarza we mnie pewność poznania, dzięki czemu uznaję za prawdę wszystko, co Bóg objawił w swoim Słowie (pytanie 21).
Śledząc bieg myśli Katechizmu, trzeba powiedzieć, że akt wiary zawiera dwa komponenty: przyznanie się do skażenia własnej woli (to oznacza zrozumienie swojej niedoli) oraz wieść o tym, iż wyzwolenie z grzechu jest możliwe, pod warunkiem wszelako że – mimo swej przyrodzonej słabości – człowiek uwierzy w słuszność przesłania zawartego w Ewangelii.
Wiemy już, jacy jesteśmy i jaką szansę przynosi Jezus Chrystus. Jak teraz powinniśmy postępować? W trzecim punkcie odpowiedzi na początkowe pytanie Katechizmu czytamy o wdzięczności, jaką winniśmy Bogu za wyzwolenie. Jak należy tę wdzięczność rozumieć, wyjaśnia pytanie 86: Dlaczego musimy spełniać jeszcze dobre uczynki, skoro już zostaliśmy wyzwoleni z niedoli?. Z dwóch powodów:
należy spełniać dobre uczynki, bo naszym postępowaniem okazujemy Bogu wdzięczność za Jego dobrodziejstwa i oddajemy Mu chwałę;
należy je spełniać również dlatego, że w ten sposób upewniamy się w wierze, widząc owoce, jakie ona przynosi.
W przypisie do pytania 86 autorzy Katechizmu zacytowali I List do Koryntian 6:20: Drogoście (...) kupieni. Wysławiajcie tedy Boga w ciele waszym. Tak więc należy dobrze czynić nie dlatego, że w rezultacie moglibyśmy coś zyskać, lecz ze względu na to, co już nas spotkało. Dobre uczynki powinny być skutkiem naszej wiary w przesłanie Ewangelii. Dlatego autorzy Katechizmu piszą, że dobrze czyniąc, upewniamy się w wierze. Jeśli zdarza nam się zrobić coś dobrego, sławimy Boga, nie siebie. Spełnianie dobrych czynów stanowi bowiem dowód przekonania, że Boży pogląd na świat, wyrażony w Ewangelii i zrealizowany w misji Jezusa, jest słuszny, a ludzki, który na nieskończonej liczbie przykładów oglądamy wokół siebie, słuszny nie jest.
Gdy mówimy o słuszności lub niesłuszności różnych poglądów na świat, musi się pojawić pytanie o prawdy wiary. Od katechizmu można oczekiwać, że poda przynajmniej podstawowe wskazania dotyczące tego, co należy, a czego nie należy robić, że po prostu wskaże, co jest, a co nie jest grzechem. Otóż w tym względzie Katechizm heidelberski zawodzi. Jakby jego autorzy trzymali się uwagi Marcina Lutra, że w podstawowe prawdy wiary, jak istnienie Boga i wcielenie, wierzy też diabeł (por. Jak. 2:19). Katechizm słabo nadaje się więc do wtłaczania w głowę słusznych tez. Wychodząc od pytania: Z czego powinieneś sobie zdawać sprawę?, uczy przede wszystkim refleksji nad sobą, krytycznej refleksji nad podstawami własnego postępowania.
Duch, inicjujący w człowieku wiarę, nie przynosi ukojenia. Otwiera mu oczy i odsłania nieznany wcześniej obraz otaczającej rzeczywistości. Obraz ten obejmuje zarówno ofiarę Jezusa, jak i wspaniałość świata, ukazaną w kuszeniu na pustyni. Trzeba wybierać. Wybór nie jest łatwy. Wiara i poczucie słuszności zbiegają się w nim z pokusą, lękiem i niewiedzą. Nikt nie jest w stanie uwolnić człowieka od niepokoju, jaki niesie ze sobą ten wybór. Tym bardziej, że często opowiedzenie się po stronie świata wydaje się najbardziej racjonalne, bo uzasadnione dobrem rodziny, bezpieczną przyszłością, spokojem, do którego każdy ma prawo, itp.
A co na to wszystko Kościół? Jaką rolę wobec tych wszystkich niepewności i rozterek autorzy Katechizmu przypisują Kościołowi? Otóż nie zajmuje on w Katechizmie heidelberskim zbyt wiele miejsca. Zadania Kościoła opisano w nim następująco: Zgodnie z nakazem Chrystusowym wszystkim wierzącym (...) ogłasza się (...) i publicznie potwierdza, że ilekroć naprawdę uwierzą obietnicom Ewangelii, tylekroć Bóg wybacza im wszystkie winy ze względu na Jezusa Chrystusa. Niewierzącym obłudnikom natomiast ogłasza się, że gniew Boga i wieczne potępienie ciąży na nich dopóty, dopóki nie nawrócą się (pytanie 84).
Kościół więc nie nakazuje ani nie poucza. Kościół po prostu przypomina, jaka jest sytuacja tych, którzy uwierzyli Jezusowi, oraz tych, którym przesłanie Ewangelii wydało się nieżyciowe, nieważne, niepotrzebne. Głosząc Ewangelię, Kościół musi przypominać o podstawowych pytaniach, nad którymi każdy człowiek powinien się zastanawiać. Nie może jednak stwarzać złudzeń, że na tego rodzaju pytania można łatwo sobie odpowiedzieć.
Dobrym komentarzem do tej sytuacji są uwagi Paula Tillicha na temat wiary. Wiarę, pisze Tillich, cechuje brak pewności, bo akt wiary jest aktem istoty skończonej, zagarniętej przez to, co nieskończone, i ku temu zwróconej (Dynamika wiary). Opisując dalej relacje między wiarą a uczestnictwem we wspólnocie, Tillich nie bez intencji polemicznej pisze: niemożliwa jest jakakolwiek odpowiedź, o ile charakter obowiązującej formuły wyznania wyklucza obecność wątpienia. Pojęcie «nieomylności» decyzji podjętej przez jakąś radę lub jakiegoś biskupa wyklucza wątpienie jako element wiary u ludzi, którzy okazują posłuszeństwo tego rodzaju autorytetom. (...) Tym sposobem coś doraźnego i warunkowego – ludzka interpretacja treści wiary od autorów biblijnych po współczesnych – uzyskuje status rzeczy ostatecznej i wyniesione zostaje ponad ryzyko wątpienia (tamże).
Katechizm heidelberski zachowuje aktualność nie dlatego, że przedstawia listę odpowiedzi do zapamiętania, lecz dzięki temu, że skłania do stawiania sobie pytań. Najpierw pada podstawowe pytanie o to, z czego powinienem zdawać sobie sprawę, następnie zaś pytanie o wybór, jakiego chcę dokonać. Wybór między naturalnym odruchem, by skupić się na własnych sprawach lub żeby pójść za przykładem Jezusa. W tę sytuację wyboru Katechizm nie wnosi pewności. Znaczenie wiary polega bowiem na tym, że ukazując świat i ludzi w nowym świetle, burzy pewność kogoś, kto uważa za oczywiste, że w życiu trzeba po prostu dbać o swoje. Otwarcie na przesłanie Ewangelii nie zastępuje dawnej pewności nową, lecz na miejsce pewności wnosi krytyczną refleksję nad samym sobą, nad intencjami, którymi kierujemy się, dokonując takich, a nie innych wyborów. Tego właśnie można nauczyć się z Katechizmu heidelberskiego.
Adam Aduszkiewicz
[Doktor filozofii]
Katechizm heidelberski (1563), autorstwa Zachariasza Ursyna i Kacpra Olewiana, powstał na zamówienie elektora Palatynatu, Fryderyka III. Bardzo szybko zyskał ogromną popularność w lokalnych Kościołach reformowanych i został przetłumaczony na wiele języków. Na język polski przełożył go i wydał już w 1564 r. Andrzej Prażmowski. W 1880 r. Synod Kościoła Ewangelicko-Reformowanego wprowadził go jako obowiązkowy podręcznik religii, w nowym przekładzie ks. Augusta Karola Diehla. Wydanie współczesne, opracowane przez Barbarę Stahl na podstawie przekładu filologicznego Gabrieli Pianko, ukazało się w 1988 r.