15 lipiec 2014

13.07.2014 | Łk 8,40-48

Kilka dni temu spędziłem na Dworcu Centralnym jakiś czas czekając na moje dwie przyjaciółki z Czech, które przyjechały zwiedzić Warszawę. W trakcie czekania przyjechało i odjechało z peronu kilka pociągów, w różne strony, do różnych miast w kraju i zagranicą. Słychać było znajome zapowiedzi: „Pociąg pospieszny do Łodzi Kaliskiej przez Żyrardów, Skierniewice, Koluszki i Łódź Widzew odjedzie z peronu drugiego o godz.…. Życzymy przyjemniej podróży”. W tym momencie przypomniała mi się historia opowiedziana ok. dwadzieścia lat temu przez nieżyjącego już pastora Kościoła Szkocji, mojego wielkiego przyjaciela.

Pewnego razu miał on wracać pociągiem z Londynu do Aberdeen w Szkocji. Siedział już w pociągu, który miał za chwilę ruszyć ze stacji King’s Cross, gdy popłynął z głośników uprzejmy i łagodny głos o akcencie azjatyckim: „Mówi Państwa konduktor. Za chwilę odjedziemy do Aberdeen przez stacje …(tu nastąpiła dość długa lista stacji pośrednich łącznie ze stacją, na której miał wysiąść mój przyjaciel.) Lecz tym razem zamiast zakończyć swą zapowiedź nazwą ostatniej stacji, dodał jakby mimochodem: „I niech pokój Pana Jezusa Chrystusa będzie z wami wszystkimi…” Nastąpiła krótka przerwa, a potem kolejne słowa, powiedziane z lekkim zakłopotaniem: „Jeśli pozwolicie - niech Bóg was wszystkich błogosławi.” Efekt był cicho sensacyjny. Każdy spojrzał na swego współpodróżnego siedzącego naprzeciwko, którego do tej pory, na sposób prawdziwie brytyjski, ostrożnie i delikatnie ignorował. Uniesione brwi, uśmiechy na twarzy – ogólną reakcję można by nazwać jako przyjemnie zaskakującą niespodziankę. Bariery pomiędzy pasażerami zostały w tym momencie usunięte. To było niezwykłe doświadczenie rozpoczynać podróż z życzeniami błogosławieństwa.

Mój przyjaciel w tym momencie poczuł, jakby w tę pełnej rutyny oczywistość podróży wkroczył inny wymiar. Każdemu z pasażerów choć przez moment została przywołana i przypomniana tajemnica Bożej obecności i Jego pokoju w życiu.

Mój przyjaciel nie zdecydował się napisać do Kolei Brytyjskiej z podziękowaniami za nową formę ich służby, na wypadek, gdyby z tego powodu ten dobry człowiek, konduktor, straciłby pracę. Wspólnie zastanawialiśmy się, czy człowiek ten zwykł był tak zawsze mówić, czy jak podejrzewaliśmy, nie miał zamiaru tak powiedzieć lecz jako pastor w swym lokalnym zborze, na chwilę zapomniał, gdzie jest. Nikt z pasażerów jednak nie miał wątpliwości o szczerości słów konduktora.

Od chwili usłyszenia tej opowieści istnieją we mnie ambiwalentne odczucia. Zachwyca mnie ta opowieść z jednej strony, żałuję, że sam jej nie doświadczyłem, z drugiej zaś strony nie byłbym zachwycony nakazem wydanym odgórnie dla każdego z konduktorów pociągu, brzmiącym: „Wszystkie zapowiedzi musicie od dzisiaj kończyć błogosławieństwem”. Wkrótce stałoby się to męczącą i zabijającą rutyną. Czuję, że musi istnieć różnica pomiędzy obowiązkiem naszej codziennej pracy a wymaganiami naszej wiary czy religii. Wracając do historii w pociągu, wyobraźmy sobie, że konduktor zamiast kończyć swą zapowiedź ciepłym błogosławieństwem mówi tak: „…dojedzie do Łodzi Kaliskiej lecz następnym przystankiem dla niektórych z was będzie ogień piekielny jeśli nie nawrócicie się do Pana!” Byłbym pierwszy, który napisałby list z zażaleniem za tak brutalne wkroczenie w prywatność!

Można by na bazie tej historii z pociągiem próbować odpowiedzieć na pytania dotyczące przenikania sacrum i profanum, relacji Kościół i Państwo, o których to sprawach tak wiele ostatnio słyszymy. W tym momencie, bardziej zaintrygowany jestem tym, iż z powodu nieoczekiwanej natury tego wydarzenia, pasażerowie na stacji King’s Cross doświadczyli tajemnicy spraw i rzeczy zostając dotknięci przez Bożą łaskę i pokój.

To wydarzenie w pociągu pokazało, jak ważne jest postrzeganie świata i wydarzeń w sposób dwuwymiarowy, głębszy… Łatwiej jednak postrzegać świat jednowymiarowo. Pod kątem rozgrywek Mundialu, powierzchownie, z łatwymi podziałami, tabloidowo...

Lecz jeśli mamy widzieć świat takim, jakim jest, to potrzeba nam innego wymiaru, który przecina nasze materialne postrzeganie świata, świata komercji i polityki, przy pomocy wartości, które przydają życiu głębi. To, czego potrzebujemy to nie oddzielona sfera, gdzie odwrócimy się plecami do tego świata i znajdziemy inny lepszy świat łaski i pokoju. Musimy być w stanie dostrzec w tym świecie, materialnym, komercyjnym, naukowym, technologicznym, politycznym jego głębię.

Czytając cały rozdział ósmy Ewangelii Łukasza możemy zauważyć, że przedstawia on wyjątkowo gorączkowy okres w życiu Jezusa – gorączkowy i frustrujący. Tłumy przypływające i napierające zewsząd by zobaczyć i usłyszeć Jego nauczanie i uzdrowienia, uczniowie powolni w podjęciu decyzji, Jego rodzina wzbraniająca Mu bycia sobą. Gdy pragnie uciec na chwilę w łodzi na drugi brzeg jeziora, zrywa się burza i o mały włos nie toną. Po drugiej stronie spotykają bredzącego lunatyka i ludzi, którzy są bardziej wściekli z powodu straty swego stada świń niż uradowani z powodu uzdrowienia opętanego.

Tak więc, wracając do początku, ich plany wakacyjne legły w gruzach, i tu również tłum stoi w oczekiwaniu wraz z przełożonym świątyni i jego naleganiem uzdrowienia swej umierającej córki. Jezus postanawia więc rzucić wszystko i iść do dziewczynki. Łatwo powiedzieć - nie mogą przecisnąć się przez tłum. Tłum taki, jak w Stefie Kibica a hałas, jak na Dworcu Centralnym.

I w tym tłumie toruje sobie drogę do Niego kobieta chora całe swe życie. Nie powinno jej tam być, ponieważ według Prawa jest nieczysta, lecz jest zdeterminowana i wierzy, że jeśli choć dotknie kawałka szaty Jezusa to będzie uzdrowiona. O to tylko prosi… i dotyka Jezusa.

Kto mnie dotknął? W odpowiedzi słowa – „Panie, przecież są tu setki ludzi!” Lecz nie o to chodzi. Większość z nas jechała metrem, autobusem lub tramwajem w godzinie szczytu. Wiemy, co to tłok i ścisk, ruszyć się nie można, z każdej strony napierający, opierający się ludzie. Czy zauważyliście jedną rzecz – że wy nikogo nie dotykacie i nikt was nie dotyka? Nie ma większej samotności niż w metrze czy tramwaju w godzinie szczytu. Gdyby ktoś chciałby dotknąć nas celowo, ktoś inny niż kieszonkowiec – to wiedzielibyśmy o tym. Tłum galilejski był mniej wstrzemięźliwy i powściągliwy niż dzisiejszy w Warszawie, lecz Jezus poznał dotyk ludzkiego pragnienia, tak odmienny od innych ludzkich dotyków. Ta zagubiona i samotna w swej tragedii kobieta spojrzała w oczy Jezusa wzrokiem odzwierciedlającym smutki i radości tego świata. Słyszy wtedy słowa: „Moja droga, ty sama to uczyniłaś, twoja wiara cię uzdrowiła, idź w pokoju.” Tłum składa się z jednostek, nierzadko samotnych, chorych i stęsknionych dobrego słowa i gestu...

Idź w pokoju? Pośrodku tego napierającego, falującego tłumu? W spokoju, którego daremnie poszukiwał Jezus od kilku dni i nie znalazł? Tak, w spokoju, pokoju i zadowoleniu, spełnieniu, dotkniętym Jego łaską. Tajemnica Bożej łaski i pokoju znajduje się pośrodku tłumu a nie poza nim.

Dotyku łaski pokoju i spokoju można doświadczyć w chwilach tragicznych i granicznych. Można zaznać ich w momentach zadziwienia, zaskoczenia, choroby, straty, cierpienia. Lecz również w czasie radości, spotkania z nieoczekiwaną uprzejmością i dobrocią, przeżywania czegoś wielkiego i wspaniałego. Można doświadczyć ich zawsze i wszędzie wystarczy tylko być otwartym... Przede wszystkim tajemnicy Bożej łaski i pokoju doświadczamy w centrum życia ludzkiego a nie gdzieś daleko od niego.

Być może po to zgromadziliśmy się na dzisiejszym nabożeństwie. By uświadomić sobie ten wymiar dający głębię i stałość naszemu życiu. By w naszej codzienności i we wszystkim, co ona przynosi być świadomym tej łaski dotykającej i otaczającej nasze życie: by znaleźć Chrystusa przy naszych rodzinnych stołach jak również przy Stole Pańskim, by zobaczyć Jego miłość w twarzy przyjaciela, czy gościa z zagranicy, by usłyszeć Jego radość w wesołych śmiechu naszych dzieci i kibiców, by zaznać Jego pokoju pośrodku rozentuzjazmowanego tłumu a nie w ukryciu, z dala od niego.

 

Możesz także posłuchać tego kazania.