23 lipiec 2014

1 Piotr 3,15b-16a | Warszawa 20. 07. 2014 

Dawnymi czasy, dzieci, które już dzisiaj są dorosłymi ludźmi – mówiono o nich Pionierzy - musiały ślubować z czerwoną chustą na szyi i pionierskim pozdrowieniem uniesionej pięści „Zawsze gotowi!“. Jak widzimy, nie byli pierwszymi, którym przyszło na myśl, że człowiek powinien być w stałej gotowości przez całe swe życie. Do takiego wniosku doszedł już apostoł Paweł kilka tysięcy lat wcześniej, gdy pisał list do młodych i nowych chrześcijan: „Bądźcie zawsze gotowi do odpowiedzi każdemu, kto chciałby wysłuchać o nadziei, którą posiadacie.“
    Nie jest to jednak tak proste rozmawiać z kimś, kto was chce „wysłuchać“. W dosłownym tłumaczeniu brzmi to o wiele mocniej: „Bądźcie stale gotowi bronić się przed każdym, kto żąda od was czci i nadziei, jaka jest w was“. Jak gdyby Paweł wzywał do pełnego gotowości świadectwa chrześcijańskiego a jednocześnie tłumaczył, w jaki sposób świadczyć i jak to rozumieć: „Mili chrześcijanie, możecie znaleźć się w nieprzyjemnej sytuacji. Będą was „wysłuchiwać“ sędziowie, żołnierze, ubecy, rodzice, wasz małżonek, ktoś, kto czyha tylko na wasz błąd, by wyśmiać waszą nadzieję, ktoś, kto wie, w jaki sposób pytać, by było to nieprzyjemne. Będą was naciskać, abyście się „bronili“, będą od was „żądać“ informacji, jak to jest z tą waszą wiarą. Lecz, zrozumcie, jest to jedyna okazja, by powiedzieć im „o nadziei“! Wasz sędzia nie zdaje sobie sprawy i nie spodziewa, że w trakcie przesłuchania dowie się o nadziei, która i jego może ochronić. Będzie się upajał wyobrażeniem, że weźmie was w kleszcze, że was zagna do kąta, lecz wy mu jedynie zdacie „rachunek z waszej nadziei“.
    „Rachunek z waszej nadziei“... cóż to może być? Czy chodzi o wypisanie na kawałku kartki informacji o swym życiu, podliczeniu i sprawdzeniu by okazało się, że mamy niedostatek nadziei lub jej nadmiar? Jak wyglądamy z tą naszą nadzieją? Co takiego ta chrześcijańska nadzieja uczyniła w naszym życiu? Rachunek – to nie są wymyślone marzenia czy pragnienia, to jest fakt – winien i ma! Rachunek z nadziei. Dopłacić lub przepłacić.
    Czytaliśmy o przesłuchaniu Jezusa...cóż, nie zawsze sędzia wysłyszy w naszych słowach tę nadzieję... Gdy Jezus mimochodem stwierdził, że jest Synem Bożym, to w Jego przesłuchujących wywołało to takie wzburzenie, że nie były to dla nich dobrą nowiną. Gdy druga strona nie chce słyszeć i słuchać, nic z tym nie jesteśmy w stanie zrobić.
    Czym jednak jest ta „nadzieja, która jest w nas“, którą posiadamy? W jaki sposób opisalibyśmy naszą nadzieję? Powinniśmy wiedzieć to, gdy mamy zdawać rachunek z niej!
    Ostatnio rozmawiałem z dziennikarzem pracującym w chrześcijańskiej stacji radiowej. Rozmowa zeszła na możliwości przekazu radia – do czego zdolne jest radio i co takiego jest w stanie przekazać o wierze chrześcijańskiej. Może więc podać informacje o Kościołach by słuchacz mógł zorientować się w różnicach pomiędzy katolikami a ewangelikami, może zaprosić do brania udziału w różnych akcjach – nabożeństwach, spotkaniach, uroczystościach, jest w stanie przenieść dokładnie dźwięk i muzykę organów i śpiewu w kościele, przenieść słowa kazania i modlitw, i to jest w zasadzie wszystko. Czy radio jest w stanie uchwycić milczenie, ciszę? Wyciszenie przed Bogiem, gdy jedynie ruch warg mówi o burzy wewnętrznej modlitwy? Gdyby choć na chwile radio przestało wydawać jakiekolwiek dźwięki, to z pewnością słuchacz po chwili przełączyłby go na inną, głośniejszą stację. Radiowi dziennikarze i prowadzący są wciąż pod ogromną presją wymagań rynku, by tworzyć programy dla jak największej rzeszy słuchaczy, a jak może niewierzący zrozumieć to, co dzieje się w sercu wierzącego? I jak podzielić się tym ze współczesnym słuchaczem?
    Podobnie możemy zapytać, w jaki sposób dawać świadectwo o nadziei, którą mamy, gdy ktoś o nią nas zapyta. Co takiego byśmy powiedzieli? Czy mamy jakąś gotową odpowiedź?
    Czasami nasze świadectwo brzmi w sposób radiowy. Gdy przychodzi nam mówić o nadziei, która daje nam siły by ostać się, to nierzadko łatwiej nam mówić o tym, co dzieje się w kościele, jak w nim wygląda, jaką działalność prowadzimy. Zapraszamy na koncert, na wykłady o Islamie czy ideologii gender, uważając, że „to“ jest owa wiara. Udzielamy rad, czytamy kucharskie przepisy dotyczące moralności, opisujemy, w czym ewangelicy różnią sie od reszty. Czy to jednak może komuś dać nadzieję, której akurat tak bardzo potrzebuje?     
    Przy tym i nam nie chodzi jedynie o to, by w kościele spędzić ciekawie czas, żeby niedzielne przedpołudnie nie stało się nudą, ale żeby stało się to jakościowo dobrym czasem. Przeżywamy przecież ogromne mnóstwo emocji, uczuć. Gdybyśmy mieli zdawać rachunek ze swej nadziei, to musielibyśmy powiedzieć również o tym, że przed obliczem Boga doznajemy przyjęcia i akceptacji – tego uczucia, że On nas kocha takimi, jakimi jesteśmy. W jaki sposób opisać to ciepło rozlewające się w sercu? W jaki sposób opisać, że jest nam dobrze w naszych myślach o Bogu, w naszym wewnętrznym dialogu z Jego słowem? Jakimi słowami opisać ten moment, gdy otrzymujemy siłę, której jeszcze przed chwilą nie mieliśmy? Tę moc, która pozwala nam wybaczyć, tę siłę pozwalającą wybrać się tam, gdzie nie mamy ochoty i boimy się? Jak zamienić w słowa ten zachwyt sprawiający, że brakuje nam słów, gdy czytamy lub słyszymy historie Jezusowe?
    Gdy więc nam chrześcijanom przychodzi bronić się, to trzeba mówić o nadziei, która jest rzeczywiście naszą, autentyczną, która została nam dana. Musimy celować wprost na bramkę. Prawdą jest, że do Boga ludzie wdrapują sie i gramolą najróżniejszymi ścieżkami. Szczera służba w stacji radiowej może doprowadzić słuchacza do tego, że podniesie słuchawkę i zadzwoni a jego życie od tej chwili się zmieni. Bezpośrednia transmisja z pogrzebu papieża zmusi kogoś do zastanowienia sie nas własnym życiem i jego końcem. Lecz świadectwo nadziei nie może obejść sie bez spojrzenia w oczy, bez społeczności jednego Stołu – chleba i kielicha, bez bezradnego pochylenia ramion, gdy brakuje słów...
    Apostoł Paweł napisał, że jesteśmy wonią Bożego poznania, która roztacza się i szerzy dookoła. Ta woń miałaby pochwycić, zachwycić, wywołać tęsknotę za bliższym poznaniem. Lecz w jaki sposób ją opisać? W jaki sposób ją uchwycić?
    Wiara jest momentem, który po prostu w jakiś sposób się „przydarza“. Nikt porządnie tak do końca nie wie w jaki sposób, ale i tak cieszy się i jest szczęśliwy. Nie sposób jej wyreżyserować lub powtórzyć, jak w trakcie filmowych ujęć. Wiara wychodzi zwycięsko z prześladowania i przesłuchanie zamienia w dzielenie sie nadzieją. Trzeba powiedzieć szczerze i prosto, co takiego daje nam Bóg, w czym nam pomaga. I to czyńmy autentycznie, w pokorze i uczciwie. Musimy być gotowi, aby również temu, który na nas czyha, odpowiedzieć tym podstawowym, jedynym – nadzieją.  
    Ani radio, ani telewizja, książki czy samotność pielgrzyma nie opiszą i nie zawrą w sobie tej szerokości i głębi chrześcijańskiej nadziei. Tym bardziej ani arcykapłan ani Rada Najwyższa nie musi zrozumieć, że Jezus jest Zbawicielem – Mesjaszem, Synem Bożym. Przy czym to jest właśnie to! Dokładne trafienie do celu! Naszą nadzieją jest Jezus Chrystus, ten, którego Bo posłał, by nas uchronił.