28 lipiec 2014

1 Jan 5,1-4 | Warszawa 27.07.2014

Usłyszałem kiedyś taką oto opinię, że wiara może być zaskakująco prosta dla tego, kto pragnie mieć ją prostą a niebywale złożona dla tego, kto chce widzieć ją złożoną. Odnosi się do również do słów listu Jana, które mówią o współzależności miłości do Boga z miłością do bliźnich.
    Podobnie jest z przepisami na schudnięcie i stosowanie diety. Istnieje mnóstwo przepisów i diet. „Chudniemy na 100%“, „Chudniemy z Jane Fondą“, „Chudniemy z Jezusem“. Dieta roślinna, mięsna, dieta kopenhaska, tabletkowa, koktajlowa, itd. Kto chce, może traktować ją jako coś bardzo wymagającego i skomplikowanego. Z drugiej strony cały  problem możemy sprowadzić do prostej prawdy: „Przeżerasz się, to wszystko! Więcej energii przyjmujesz niż wydajesz. Jedzenie jest tanie i jest go mnóstwo, jak nigdy przedtem. Dopóki więc będziesz się przejadać, nic ci nie pomoże!”
    Apostoł Jan mówi, że podobnie jest z relacjami międzyludzkimi. Konflikty między nimi rozwiązują zespoły psychologów, psychoterapeutów, doradców małżeńskich i spowiedników – napisanych jest o tym tony książek. Kłótnie i spory z naszymi najbliższymi, nierozwiązane napięcia w pracy, rodzinie, w szkolnej klasie nas wycieńczają i rozczarowują. Nie jesteśmy w stanie zasnąć, gdy myślimy o tym, z kim się pokłóciliśmy, kto nas denerwuje. Brak nam radości życia, gdy przynosi nam cierpienie uczucie, że osoba, którą kochamy, nas nie kocha. Z powodu nieporozumień małżeńskich gorzkniejemy i duchowo usychamy. To takie złożone! Żadna głowa nie jest w stanie tego zrozumieć!
    Lecz na problemy te można również spojrzeć w sposób prosty i nieskomplikowany. Można jednoznacznie pojąć słowa: Kto wierzy, że Jezus jest Zbawicielem, jest Bożym dzieckiem. Kto kocha Ojca, naturalnym jest, że kocha i Jego dzieci. To bardzo logiczne. Miłość do ludzi wypływa z miłości do Boga, jest tego konsekwencją. Stąd prosta droga do wniosku: Jeśli miłujecie Boga to również miłujecie Jego dzieci. I na odwrót: Jeśli macie problem z Bożymi dziećmi, to wasza relacja z Bogiem nie jest w porządku, macie z nią problem.
    Brzmi to dość radykalnie, czy nie zbyt prosto? Tak więc gdy człowiek krzywdzi drugiego, oznacza to, że jego wiara w Boga jest fałszywa? Prosta lecz prawdziwa odpowiedź brzmi: niestety, tak. Tak to wygląda. Gdy jeden wykorzystuje drugiego i robi z niego głupca, to czy wierzy prawdziwie? Odpowiedź brzmi: nie, nie dość miłuje Pana Boga. Gdy nas okropnie denerwują i drażnią niektórzy bracia i siostry w zborze, koledzy duchowni, czy sami możemy być lepsi, pobożniejsi? Nie, nie możemy.
Nie miłujemy tym samym Boga tak, jak powinniśmy.
    Chwileczkę… Czy naprawdę nie jest to zbytnim uproszczeniem? Przecież otyłość niektórych ludzi spowodowana jest chorobą a nie przejedzaniem się. Biegiem życia ludziom zmienia się metabolizm, w starszym wieku łatwiej przybierają na wadze. Rozciągają się nam żołądki, wiotczeją nam mięśnie i skóra. I nic na to nie możemy poradzić!
    To prawda. W konkretnych jednostkowych przypadkach. Lecz nie działa to jako wszechobecna wymówka. Nie jest to alibi dla wszystkich.     
    Z pewnością relacje międzyludzkie są o wiele bardziej złożone i czasami dobrze jest wpaść w tzw. święty gniew. Niektóre grzechy ludzi wołają przecież o pomstę niebios! I Pan Bóg czasami wpada w gniew i nie może nas już dłużej znieść. Jesteśmy Mu dosłownie obrzydliwością, że wypluwa nas ze swych ust jak nie strawiony pokarm. Lecz często nasze wymówki na złożoność i zawęźlenie delikatnej przędzy stosunków międzyludzkich okazują się również takim śmiesznym poszukiwaniem alibi. Kto miłuje Boga, miłuje również Jego dzieci. Kropka.
    Apostoł Jan tę zasadę wprowadza w życie Kościoła. Aby ta zasada miała sens i działała ważnym musi być, czy w Jezusie Chrystusie rozpoznajemy Bożego Mesjasza. Dopiero wtedy jesteśmy Bożymi dziećmi, miłujemy Ojca i miłujemy Jego dzieci, naszych braci  i nasze siostry. W tym miejscu Jan nie próbuje nawet odpowiadać na pytanie, jaką relację powinniśmy mieć z niewierzącymi. Nie tworzy tutaj uniwersalnej etyki. Przede wszystkim reaguje na problemy wewnątrz kościoła. Chce ukazać, że rzeczywistość nowego życia musi znaleźć swe odzwierciedlenie w życiu codziennym. A najpełniej ukazuje się właśnie tu, w społeczności kościelnej! No, bo gdzie indziej? Dlatego często w przemowie ślubnej podkreślane jest jak wielką pomocą w naszej wzajemnej miłości jest wiara. Dlatego tak mocno nas uderza i boli, gdy krzywdzimy się nawzajem. I słusznie uważamy to za zaprzeczenie wiary. I gdy już coś się wreszcie wydarzy to oczekujemy autentycznego wybaczenia, skruchy i przeprosin. To takie naturalne! Tak więc, jeśli ranimy nasze siostry i braci i przy tym u nas, krzywdzicieli, nie powoduje to wyrzutów sumienia, poczucia wstydu czy uczynionej krzywdy,  czy wtedy coś jest z nami nie w porządku, nie mamy tego Ducha Świętego?
    Dobrze, jak więc to się robi? Gdy uświadamiamy sobie, że nasze relacje z drugim człowiekiem nie są w porządku, jak temu zaradzić, jakie znaleźć rozwiązanie? Czy jest człowiek w stanie tak sobie nakazać, że będzie kochać Boga? Mamy dłużej klęczeć na kolanach, więcej się modlić, wydłużyć dzienny czas czytania Biblii z pół godziny do godziny? Jak się to robi, kochać bardziej Boga?
    I na to pytanie Jan udziela odpowiedzi: miłość do Boga spoczywa w tym, że przestrzegamy Jego przykazań. Tak, kochać oznacza traktować poważnie Boga i ludzi. Traktować poważnie. Wyobrażam sobie, że gdy tylko padło słowo „Przykazania“ to większość z ówczesnych słuchaczy słów Jana zapytała – dobrze, a ile ich jest, 613? I na to Jan odpowiada: Jego przykazania nie są ciężkie, bo ten, kto narodził sie z Boga zwycięża świat. Logika wywodu apostoła powraca do punktu wyjścia – kto wierzy, że Jezus jest Chrystusem, narodził się z Boga! I ten wtedy jest w stanie zwyciężyć świat! Człowiek narodzony z Boga od swego początku jest Nim naznaczony. Człowiek, którego Bóg jako ziarenko, roślinkę wyciągnął z ziemi! Człowiek, który wierzy...wiara jest tym zwycięstwem, który przemaga świat!
    Za tym wszystkim więc stoi wiara...Nasz świat jest schorowany złymi relacjami międzyludzkimi. Nie jesteśmy w stanie zmienić wszystkiego. Lecz choć w maleńkim zakresie coś zmienić można... W kościele, w wierze. Dlatego że wiara szerzy się jak ten kwas w cieście, jest nadzieja, że z kościoła rozejdzie się dalej! Jest szansa zmienić to wiarą. Gdy modlę się, i nagle przyjdzie mi do głowy myśl, że Bóg być może co do tego człowieka ma jakieś plany. Że dla Boga nie jest stracony, spisany na straty... Że On go kocha bardziej, niż ja. Że dla niego nie kiwnąłbym palcem, lecz Bóg posłał dla jego ochrony swego jedno rodzonego Syna! Żywi co do niego nadzieję. Traktować Boga poważnie w takim momencie oznacza kochać Jego i tego człowieka.
    Gdy tak zastanowię sie nad tymi niesnaskami, konfliktami i nieporozumieniami w kościele, o których wiemy lub w których sami braliśmy udział, dochodzę do wniosku, że ta prosta prawda apostoła Jana całkowicie wystarczy, nic dodać, nic ująć.
    Nie zawsze jesteśmy w stanie powiedzieć innym: „Kochajcie bardziej Boga, abyście mnie kochali!“. Możemy jedynie otworzyć się i spróbować odpowiedzieć na pytanie, jakie zadał Jezus Piotrowi: „Dziecko moje, czy naprawdę mnie kochasz?”.